Rebekah.
Siedzieliśmy osłupieni, nikt się nie spodziewał, że nasz najmłodszy brat zaszczyci nas swoją obecnością, Nigdy nie był fanem Nowego Orleanu i zarzekał się, że już tu nie powróci.
-Co tu robisz Kol? Nie powinieneś być w Paryżu i delektować się krwią tamtejszych kobiet ?-spytałam nie oczekując raczej odpowiedzi, widząc w jakim stanie upojenia aktualnie znajduje się brat.
Nie myliłam się, Kol nie zwracają zbytniej uwagi na nas położył się na najbliższej sofie i najzwyczajniej poszedł spać. Zostawiliśmy go samego i się rozeszliśmy. Nik pojechał na tzw "zwiady", Elijah rozpakowywał jakieś stare pudła znalezione na strychu, a ja postanowiłam iść się rozerwać do miasta.
***
Caroline.
Przebudziłam się, był wieczór, musiałam zasnąć pewnie do południa. Podeszłam do lodówki, zostały dwie torebki krwi, starczy mi to do jutra tylko, pomyślałam i udałam się do pobliskiej kliniki z nadzieją, że dostanę tam moje życiodajne napoje. Nie myliłam się, był tam punkt oddawania krwi, nie zastanawiając się dłużej podeszłam do recepcjonistki i zahipnotyzowałam ją.
-Przynieś mi proszę kilka torebek z krwią.
-Po co to Pani ? U nas jest punkt poboru krwi, a nie jej kupno.-Odpowiedziała.
Byłam zaskoczona, dziewczyna musiała pić werbenę! Czyżby wiedziała o wampirach, czy robili to tak jak w moim rodzinnym mieście, że podawali do wody werbenę i ludzie pili nie zdając sobie z tego sprawy ? Oddaliłam się stamtąd tak szybko jak tylko mogłam, oczywiście krokiem ludzkim. Co ja teraz zrobię? Przecież nie będę się żywić na ludziach, nie mam żadnych barier i nie potrafię skończyć pić, dopóki ofiara nie umrze. Za radą Jacksona udałam się do pubu Code, może tam będą mieli to czego potrzebowałam.
O dziwo mieli ogromny wybór, zaczynając od krwi zwierząt, a kończąc na wielu rodzajach ludzkiej i nawet wampirzej krwi. Zamówiłam ludzką, do tego butelkę whisky i usiadłam przy wolnym stoliku. To miejsce było rewelacyjne, tyle wampirów, zero ograniczeń jeśli chodzi o picie krwi w miejscu publicznym, coś cudnego, że też nie wymyślili czegoś takiego w moim rodzinnym miasteczku. Zbierając się do wyjścia potknęłam się i wpadłam na kogoś. Podniosłam głowę i znieruchomiałam.
-O kurwa.- powiedziałam i wybiegłam.
***
Elijah.
Zacząłem porządkować stare księgi mojej zmarłej matki oraz jakieś książki. Miałem plan przeciągnąć na swoją stronę młodą czarownice Marcela. Po kilku godzinach usłyszałem że Kol się krząta po salonie. Wygląd i zapach mojego brata nie był zbyt piękny. Poleciłem mu, żeby wziął szybki prysznic i zszedł, żebyśmy mogli na spokojnie porozmawiać. Kol, jak to on, nie spieszył się, już nawet Niklaus zdążył wrócić ze swojej wyprawy w wyjątkowo dobrym humorze. W końcu najmłodszy brat zaszczycił nas swoją obecnością. Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, Klaus zabrał głos.
-Spotkałem się z moją dawną znajomą, czarownicą, pomagała mi w przemianie. Tak więc pomieszka ona u nas do czasu aż nie odzyskam władzy, jednak nikt nie może się o niej dowiedzieć. Marcel kategorycznie zabrania wstępu obcym wiedźmą do miasta i jeśli by się o niej dowiedział bez wahania by ją zabił. Nie chcesz chyba Elijah, żeby przelała się niewinna krew młodej dziewczyny, prawda ?
-Oczywiście, że nie, dotrzymamy tajemnicy.-odpowiedziałem i spojrzałem pytająco na Kola.
-Tak, tak, co tylko sobie król zażyczy.-odpowiedział z wrednym uśmieszkiem.
***
Caroline.
Nie mogłam uwierzyć, jakim cudem? Jak już chcę zacząć życie od nowa, coś musi pójść nie tak. Mam nadzieję, że oprócz Rebekhi nie ma żadnego innego Pierwotnego, a już w szczególności Klausa. Chociaż...Chciałabym go zobaczyć, nie wiem czemu, ale jakaś część mnie ciągnie do niego. Wiem, że to nierozważne, przecież to największy potwór na ziemi, zabija każdego, który mu się sprzeciwi, nawet w sumie nie musi mu się sprzeciwić, wystarczy, że się źle na niego spojrzy. Bałam się go, a jednocześnie byłam ciekawa. Postanowiłam nie zmieniać moich planów dotyczących Nowego Orleanu tylko ze względu Pierwotną i nie wiedzieć czemu, chyba pod wpływem emocji i lekkiej nietrzeźwości poszłam zapolować na ofiarę, pierwszy raz od dłuższego czasu. Nie musiałam długo czekać ani specjalnie szukać. W alejce wypatrzyłam chłopaka, szedł kompletnie pijany, obijając się to o ścianę, to o płot. Z wampirzą prędkością zbliżyłam się do niego i zahipnotyzowałam, żeby nic nie mówił. Nie czekając na reakcje, wbiłam kły w jego szyje. Kompletna ekstaza ogarnęła moje ciało, nie myślałam ani trochę, żeby skończyć. Gdy już niewiele brakowało do tego, żeby mój nieszczęśnik pożegnał się z tym światem, usłyszałam głos.
-Cóż to takiego, Caroline Forbes, wampirzyca, która zarzekała , że nie będzie się żywić na bezbronnych ludziach, wysysa właśnie resztki życia z młodego pijaczka.
Momentalnie odrzuciłam moją 'kolację' i nie mogłam oderwać oczu od mówcy.
***
Rebekah.
Nie wiedziałam czy mam się rzucić w pogoń za Caroline czy odpuścić. W końcu była ona obiektem westchnień Nika, mogłaby się przydać do szantażowania brata. Zdecydowałam, że jak na razie nie będę rozpętywać awantur, nie dość, że zrujnowałabym plan Elijaha o perfekcyjnej rodzince, to do tego przeleżałabym kolejne sto lat w trumnie z wbitym sztyletem. Ten gnojek w dalszym ciągu ma ich dwa. Muszę spróbować zaprzyjaźnić się z tą blondyną, może jej uda się ukraść broń Nika.A teraz, jedyne co mi teraz pozostaje, to upić się.
***
Caroline.
Nie mogłam uwierzyć, Stefan, którego wszyscy szukali, był właśnie tutaj. Nawet dobrze się składało, gdyby nie on wypiłabym całą krew z ofiary. A tak wystarczyło, że chłopak wypił trochę mojej i znów mógł cieszyć się życiem.
-Stefan, co się z Tobą działo? Wszyscy się martwiliśmy. Jakim cudem się tutaj znalazłeś?- spytałam, nadal będąc w szoku.
-Wiesz, musiałem zobaczyć jak smakują kobiety w różnych krajach. Powiem Ci, że najładniejsze i najbardziej gorące są Polki, osobiście nie polecam Niemek.-powiedział ze śmiechem.
-Widzę, że stary Stefan Rozpruwacz powrócił, nie...-Nie zdążyłam nawet dokończyć.
-A Ty co Caroline, podążasz za swoją ukochaną, Pierwotną hybrydą?
-Nie wiedziałam, że on tu jest.-odpowiedziałam zgodnie z prawdą.-Ale teraz nie czas żeby się mną zajmować, Stefan, proszę Cię, musisz spróbować włączyć człowieczeństwo.-powiedziałam błagalnie.
Jedyne co usłyszałam to śmiech, nie zastanawiając się dłużej podeszłam i jednym ruchem skręciłam mu kark. Pierwszy raz to zrobiłam i jakaś część mnie była wniebowzięta, przepełniona radością, było to dość dziwne. Może Bonnie, moja dawna przyjaciółka miała racje, że wampiry to bezduszne potwory.
***
Jackson.
Jeśli plotki o powrocie Pierwotnych okażą się prawdą, czeka mnie miła niespodzianka, ich może już niekoniecznie. Muszę przyznać, że trochę się stęskniłem, nawet za impulsywnym Nikiem. Mam też nadzieję, że prawdą jest iż chce on odzyskać władze. Na pewno będzie lepszy niż Marcel, który ładnie mówiąc wywalił mnie z miasta i nakazał rzucić czar, dzięki któremu będzie wiedział, gdy przekroczę Nowy Orlean. Właśnie dlatego musiałem się udać w podróż do znajomej wiedźmy, która miała u mnie dług. Zdjęła ze mnie zaklęcie i teraz mogę wrócić, jednak nie do swojego domu, a do rezydencji Mikaelsonów. W końcu znam kilka sekretów Marcela...
***
Caroline.
Stałam nad ciałem mojego przyjaciela i nie wiedziałam co mam zrobić. Tego już nie przewidziałam w moim cudownym planie ratowania człowieczeństwa Stefana. Miałam dwa wyjścia, zabrać go do siebie albo...Eh, spróbować poszukać Klausa. Drugie rozwiązanie było raczej rozsądniejsze, hybryda będzie wiedział lepiej ode mnie co robić w tej sytuacji. 'Pożyczyłam' samochód od nieznajomej i udałam się w przejażdżkę do rodziny Pierwotnych. Pytałam przechodniów czy wiedzą, gdzie mieszkają, ale nic, co się dziwić, musieli się tu sprowadzić dość niedawno. Zostawało mi coraz mniej czasu, w końcu zbawienie, natrafiłam na kogoś. Popędziłam pod wskazany adres.
***
Kol.
Do kompletnego wytrzeźwienia potrzebowałem krwi. Mogła być już nawet taka z woreczka, ponieważ nie miałem siły na wychodzenie z domu. Niestety Nik się zmył, a to on chował gdzieś ten drogocenny napój. Nie będę latał jak idiota po całym domu i przeszukiwał każdy kąt.-pomyślałem i chcąc czy nie chcąc musiałem wyjść do miasta. Podczas gdy zakładałem kurtkę usłyszałem otwieranie drzwi, gdy ją zobaczyłem, nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Stanąłem jak wryty.
***
Klaus.
-Kol, chyba pamiętasz moją dawną znajomą, a zarazem czarownice, Anne.-powiedziałem z szerokim uśmiechem. Dobrze wiedziałem, że mój braciszek ją pamięta. Była to bardzo dawna chyba, jedyna, wielka miłość Kol'a, niestety dla niego, Anna musiała wyjechać czy coś takiego, nie wiem, nie interesowało mnie to za bardzo. W tym czasie zszedł Elijah i jak to on, musiał pokazać klasę. Ujął rękę dziewczyny, lekko pocałował.
-Miło Cię znowu widzieć, Annabelle.-popatrzył się na brata i rzekł.-Kol, gdzie Twoje maniery, przywitaj się z damą.
Trochę niechętnie podszedł do wiedźmy, uścisnął dłoń i tyle było go widać, bo zaraz po tym wybiegł z domu. Anna się tylko lekko uśmiechnęła, widać było, że bawiło ją zachowanie Kol'a.
-------------------------------------------------
Dziękuję za każdy miły komentarz.
Mam nadzieję, że spodoba wam się nowa postać i oczywiście rozdział :)
Pozdrawiam!